Czym jest dunajowanie? Zwyczaj ten, choć wpisany na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa, nie jest powszechnie znany.
Dunajowanie krótko można określić jako takie zalotne śpiewanie kolęd świeckich. Jest to zwyczaj związany ze świętami Bożego Narodzenia. Konkretnie dotyczy 26 grudnia. W dzień św. Szczepana, kiedy kolędnicy kończyli odwiedzać domy w ramach typowego świątecznego kolędowania, około godziny 22, tutaj na terenie Łukowej zbierali się panowie. Byli to kawalerowie, ale nie tylko, starsi także brali w tym udział. Zbierali się, aby pójść zadunajować, czyli wyśpiewać życzenia pannom na wydaniu. Za to dostawali oczywiście wynagrodzenie.
Czym, poza faktem, że odbiorczyniami życzeń są głównie panny, różni się dunajowanie od zwykłego kolędowania?
Przede wszystkim jest to bardzo stara tradycja, starsza niż śpiewanie kantyczek i pastorałek bożonarodzeniowych. Znacznie bliżej jest tej idei do kolędowania noworocznego, świeckiego. Warto wspomnieć, że samo słowo „kolęda” pochodzi od słowa łacińskiego calendae, które oznaczało pierwszy dzień miesiąca. U dawnych Słowian nazywano tak pierwszy dzień roku, który łączony był z przesileniem zimowym i Szczodrymi Godami. Dopiero później zwyczaj chodzenia po domach z życzeniami włączono do obchodów bożonarodzeniowych.
Wielu dawnym zwyczajom i tradycjom z czasem nadawano nowe znaczenie i włączano je do obchodów świąt chrześcijańskich. Rozumiem, że dunajowanie jest jednym z nich.
Geneza zwyczaju rzeczywiście jest z dawnych czasów. Świadczy o tym choćby sposób śpiewania – mamy tu do czynienia z męskim, gardłowym, gromkim śpiewem. To jest pewien wyróżnik, bo to nie jest śpiew, jaki słyszymy na co dzień. Ma w sobie coś pierwotnego. Archaiczny jest też język gwarowy. Choć geneza zwyczaju jest zapewne przedchrześcijańska, samo dunajowanie jest tradycją zakorzenioną wyłącznie w katolickich polskich rodzinach Łukowej i okolic. Każda pieśń zaczyna się więc od chrześcijańskiego pozdrowienia „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Nie dunajowało się pannom wyznania prawosławnego, których w sąsiednich wioskach, takich jak np. Zamch, nie brakowało.
Czy wiadomo, skąd nazwa zwyczaju?
Od słów „na dunaj” pojawiających się w refrenach pieśni. Należy zaznaczyć, że jest tu mowa o dunaju pisanym od małej litery, nie chodzi więc o rzekę znaną z walców jednego z kompozytorów. Dunaj w gwarze oznaczał po prostu rzekę, ale nie jakąś konkretną, raczej chodziło o wartką, wielką wodę w rozumieniu symbolicznym, ale też tę, do której panny rzucały wianki. Właśnie fabuła jednej z najstarszych pieśni dunajowych dotyczy upuszczenia wianka przez dziewczynę i łowienia go przez trzech rybaków. Stąd właśnie wzięło się dunajowanie i osoby chodzące po kolędzie, czyli dunajnicy.
Tradycja ta liczy sobie około 300, może nawet 400 lat. Jednak na wielu terenach było wiele starych zwyczajów i większości nie udało się przetrwać do czasów powojennych. Dunajowanie jest tu wyjątkiem – nie było ono odrestaurowane, przywracane, bo właściwie nigdy nie wygasło, trwa w sposób ciągły. Jak to się udało?
Myślę, że mogło się na to nałożyć wiele kwestii. Na pewno bardzo istotne jest to, że Łukowa jest ostatnią najbardziej wysuniętą na wschód polską wsią katolicką. Ościenne wsie były prawosławne i tam ten zwyczaj nie funkcjonował. Ze względu na pewien tygiel kulturowy na tych terenach religię od razu łączono z narodowością, więc możemy powiedzieć, że ta tradycja była charakterystyczna dla Polaków katolików. Stąd zwyczaj zachował się w takiej żywej formie, niezmiennej przez lata, bo ma związek właśnie z tą różnorodnością. Wieś ze wszystkich stron otoczona kulturą wschodnią musiała walczyć o zachowanie swojej tożsamości i kultury, wszystkiego, co ją wyróżniało. Na terenie Łukowej zachowało się akurat dunajowanie, ale cała Lubelszczyzna ma bardzo bogaty repertuar starych archaicznych pieśni, szczególnie weselnych. Życie na tych terenach nie było łatwe, może też, dlatego ludzie tak lubili podnosić się na duchu pieśnią. Wesela były na wsiach czasem największej uciechy. Zamążpójście było wtedy dla młodych dziewcząt synonimem wielkiego szczęścia. Każda dziewczyna chciała, aby jak najszybciej ją to spotkało, żeby nie zostać starą panną. Zachowały się więc pieśni weselne i dunajowanie – czyli życzenia szybkich, udanych zaręczyn.
Każda panna chciała szybko wyjść za mąż, a więc każdej też zależało na odwiedzinach dunajników. Parafia była rozległa, dunajnicy mieli więc chyba dużo pracy tej nocy, aby żadna dziewczyna nie została pominięta…
Rzeczywiście trwało to długo. Jedna grupa dawniej nie dałaby rady, więc takich grup w noc św. Szczepana było kilka. One w jakiś sposób rywalizowały ze sobą. Chłopcy mieli swoje upatrzone panny i nie pozwalali innym dunajnikom wchodzić na swój teren. Ośpiewana musiała zostać każda panna. Jeśli w domu było ich kilka, każdej dedykowano odmienną pieśń. Inne pieśni śpiewano np. pannom najstarszym, którym spieszyło się do ożenku, a inne tym młodszym, które jeszcze miały czas.
W zasadzie dunaje można nazwać sposobem na wyrażenie uczuć, chodziło o obdarowywanie się dobrymi słowami i życzeniami szczęścia, ale także pełniło to w pewien sposób funkcję matrymonialną. Mieszkańcy zapewne równie hojnie odwdzięczali się dunajnikom.
Tak, dunajnikom zawsze dużo się płaciło. Każdy chciał, aby pojawili się oni przed konkretnym domem. Nikt nie żałował pieniędzy, bo nie oszczędza się, jeśli można zapewnić szczęście dziecku, a taka była przecież funkcja tych pieśni. I do dziś tak jest.
Płaci się tylko pieniędzmi?
Zawsze każdy dawał, co miał. Dawniej śpiewano przy oknie, dziś już raczej w domu, i oczywiście jest to połączone z częstowaniem. Częstowano ciastem, domowymi trunkami, dawano cukierki i inne słodycze. Wśród dunajników była tzw. kobyła. Jeden z mężczyzn chodził po prostu z workiem lnianym i rżał jak koń, domagając się zapłaty. I do tego worka trafiała gratyfikacja.
Jak sytuacja wygląda dziś? Czy wciąż działa kilka grup? I czy nadal jest to inicjatywa oddolna?
Od 2020 roku dunajowanie jest wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa UNESCO jako jedyny zwyczaj z Lubelszczyzny. Czy to coś zmieniło w życiu gminy i jej mieszkańców?
Wpisanie na listę przyczyniło się do wzrostu dumy ze swojej małej ojczyzny. Przyjeżdżały do nas stacje telewizyjne. Dużo się działo wokół tej tradycji, była ona na ustach wszystkich. To ludziom dało bardzo dużo. Do tej pory podejście do ludowości i kultury tradycyjnej było nie do końca pozytywne. Gdy przyszło docenienie z zewnątrz, zintegrowało to społeczność i przyczyniło się do wzrostu lokalnego patriotyzmu. Od jakiegoś czasu o naszej gminie naprawdę się mówi w środowisku. Nasi dunajnicy zdobyli wiele nagród, m.in. „Złotą Basztę” na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Dunajowanie trafiło także do kultury wysokiej i literatury – pochodząca z tych terenów poetka Urszula Kozioł poświęciła tej tradycji utwór.
Kultura tradycyjna coraz częściej staje się motorem rozwoju turystyki. Czy Wasza gmina także wykorzystuje swoje unikatowe zwyczaje, aby przyciągać turystów?
Staramy się. Wydaliśmy wiele materiałów o dunajowaniu – płyty, książki, wersje nutowe pieśni. Wszystko to można odszukać także w Internecie. Zachęcamy do nauki tych pieśni. Małym dunajnikom wręczamy certyfikaty, jeśli nauczą się tych pradawnych pieśni. GOK w Łukowej zorganizował konkurs kulinarny. Do oferty turystycznej doszły ciasteczka – dunajniczki. Można u nas zaopatrzyć się w czapkę dunajniczą – gamerkę – albo w kubeczek z kodem QR, który przekierowuje na stronę, gdzie można nauczyć się pieśni, aby zaśpiewać je potem swoim żonom czy dziewczynom.
Organizujecie także akcję „Lubelszczyzna Dunajuje”. Co to takiego?
15 stycznia 2023 roku już trzeci raz zapraszamy wszystkich na wojewódzkie wydarzenie „Lubelszczyzna Dunajuje”. Odbędzie się ono w Lublinie, w skansenie Muzeum Wsi Lubelskiej. Bardzo się cieszę, że wreszcie po pandemii wszystko będzie na żywo. Pragniemy włączyć w to jak najszersze grono osób. Impreza ma na celu także „wyciągnięcie” na światło dzienne ciągle nieznanych kolęd dunajowych, świeckich i noworocznych z różnych części województwa lubelskiego.
W organizowanym przeglądzie będą mogły wziąć udział grupy chłopięce i męskie oraz soliści. Chcemy pozostać wierni tradycji. Liczymy także na duże grono kobiece, którym te pieśni będą dedykowane. GOK w Łukowej dla chętnych ma przygotowane materiały do nauki, aby każdy, bez względu na to, skąd pochodzi, mógł nauczyć się dunajowania. W programie zaplanowana jest na zakończenie potańcówka ludowa dla tych wszystkich, którzy zechcą przyjść i posłuchać dawnego kolędowania noworocznego. Szczegóły będzie można znaleźć na stronie GOK w Łukowej i Muzeum Ziemi Lubelskiej, a także na Facebooku „Lubelszczyzna Dunajuje”. W obecnej sytuacji niepokoju pragniemy, żeby z pieśnią dunajową do ludzi popłynęła radosna kolęda życzeniowa pełna nadziei.
Wywiad ukazał się w kwartalniku „Kultura Wsi” nr 19 (4) 2022 r. wyd. przez Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Fot. wyróżniająca: Dunajnicy, fot. z archiwum GOK w Łukowej
Fot. 1. Dunajnicy w Kazimierzu Dolnym, fot. z archiwum GOK w Łukowej
Fot. 2. Dunajowanie dla panny, fot. z archiwum GOK w Łukowej
Fot. 3. Wiesława Kubów i Daniel Ferenc odbierają decyzję o wpisaniu dunajowania na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO
Fot. 4. Współczesne dunajowanie, fot. z archiwum GOK w Łukowej