W 2003 roku odebrał z rąk Ministra Kultury odznakę “Zasłużony Działacz Kultury”, w 2013 – odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, w 2014 r. Brązowy Medal – Zasłużony Kulturze „Gloria Artis”, w 2015 r. „Złoty Krzyż Małopolski”. W listopadzie 2008 roku otrzymał tytuł Honorowy Ambasador Polszczyzny (z zespołem Trebunie-Tutki) za teksty utworów pisane i wykonywane podhalańską gwarą, a w 2014 Nagrodę im. Oskara Kolberga (z Kapelą Rodzinną Trebuniów-Tutków).
Trebunie-Tutki to muzykująca od pokoleń rodzina z Białego Dunajca, która nie tracąc swojego góralskiego charakteru przeszła długą drogę od kapeli góralskiej po zespół koncertujący na największych festiwalach Muzyki Świata w Europie, a także w Azji i Ameryce Północnej. Repertuar zespołu jest reprezentatywny dla kultury polskiej w jej etnicznym, tradycyjnym kontekście. Przedstawia góralszczyznę jako element kultury narodowej. Charakterystyczne aranżacje utworów opierają się na wykorzystaniu tradycyjnych instrumentów, skali góralskiej oraz charakterystycznym stylu wykonawczym. Skład zespołu: Krzysztof Trebunia-Tutka, Anna Trebunia-Wyrostek, Jan Trebunia-Tutka, Andrzej Wyrostek, Andrzej Polak.
Z Krzysztofem Trebunią Tutka rozmawiają Izabela Wolniak i Mamadou Diouf
– Kto Ciebie zmotywował do podjęcia pracy artystycznej?
Myślę, że dzieciństwo i okres młodzieńczy miały na to ogromny wpływ. Kiedy byłem w zespołach góralskich, nie chodziło tylko o przyjemność muzykowania w domu czy na imprezach rodzinnych, ale też o bycie w gronie rówieśników. Taką mieliśmy szkołę tradycji, bo spotkania były międzypokoleniowe, a my młodzi uczyliśmy się wtedy wszystkiego. Już po paru miesiącach to był sposób na dobrą zabawę, na rozrywkę. Potem okazało się, że gram na różnych instrumentach ludowych, a góralszczyzna jest moim skarbem i największym atutem Byłem uczniem, muzykiem aktywnym i w końcu stworzyłem z ojcem i rodzeństwem profesjonalny zespołu Trebunie -Tutki. Muzyczne umiejętności były co najmniej równoważne zawodowi architekta, do którego jestem przygotowany. To już był ten świadomy wybór i ta decyzja, którą dziś uważam za bardzo ważną, dobrą dla mnie i która mi daje wiele radości.
– Czemu służy twórczość artystyczna?
Przez taką twórczość stajemy się bardziej ludźmi. To jest to, co nas buduje, pozwala wnieść się ponad codzienne sprawy, obowiązki, to nas uskrzydla. Każdy te skrzydła ma, tylko one czasami są mniejsze, czasami większe. Zresztą, jak zapytamy tych genialnych, najwybitniejszych muzyków, śpiewaków światowych jak dojść do takiego poziomu artystycznego, zawsze odpowiadają, że talent to jest tylko kilka procent. Potem praca, praca, praca… Oczywiście jednym jest łatwiej, bo mają pewne predyspozycje, ale geny to nie wszystko. Trzeba się napracować, ale i spotkać w swoim życiu mistrza, przewodnika, kogoś kto zmotywuje, poprowadzi. I dlatego ważny jest szacunek do starszych, pokora, by cierpliwie zdobywać wiedzę, której nie dają ani literatura, ani Internet. Patrząc na to, co się dzieje ostatnio, dochodzę do wniosku, że tylko sztuka ratuje naszą psychikę, pomaga przetrwać takie trudniejsze momenty.
– Jak oceniasz karierę zespołu Trebunie-Tutki?
Przed poprzednimi pokoleniami rodziny nie mamy się czego wstydzić. Wiemy, jak wielką postacią był nasz pradziad Stanisław Budz Mróz, ważna postać i ikona kultury góralskiej na przełomie wieków i okresu międzywojennego. Paderewski uważał, że trzeba górali pokazywać w świecie, żeby podkreślać atrakcyjność polskiej kultury, jej tradycje i oryginalność. Na Śląsku pokazywano przecież jej niepowtarzalny charakter i piękno jako element odrodzenia polskości.
Sądzę, że podjęliśmy wyzwanie i tak jak muzykował dziadek ze swoimi braćmi, tak jak ojciec ze stryjami dokonali wiele i też zostali zapamiętani jako znakomici muzycy tak i my muzykujemy i staramy się przekazywać tą tradycję. To byli czterej bracia bardzo ważni dla góralszczyzny w różnych dziedzinach: Stanisław najstarszy, Henryk, Andrzej i Władysław. Najstarszy był cieślą i znakomitym krawcem, żyjący Henryk malował na szkle i wspaniale rysował, Andrzej to myślistwo, polowacka, a Władysław, najmłodszy, był artystą plastykiem, „kronikarzem starodawnej kultury góralskiej”. Zwyczaje góralskie przetrwały na jego obrazach, świadomie wybierał tematy i dokumentował to ulotne, niematerialne dziedzictwo kultury. Utrwalał obrzędy i obyczaje góralskie, które mogą służyć dzisiaj edukacji dzieci.
A teraz, co nasze pokolenie może dać od siebie? Mamy do dyspozycji wszystko: znakomite instrumenty, nagrania, technologię audiowizualną, media. Przecież nie możemy zaprzepaścić tego, co nasi przodkowie współtworzyli i przekazali. Wydaje mi się, że małą cegiełkę od siebie można dołożyć, oczywiście z pełnym szacunkiem dla tradycji. Z tego powodu, mówiąc właśnie o nowej muzyce góralskiej, którą tworzę, staram się, żeby to nie było na wyrost. Chcę, żeby była to kontynuacja najlepszych cech muzykowania. Trzeba mieć świadomość tych wartości, odkrywać je w każdym elemencie naszej kultury, mieć ciągły kontakt z życiem góralskim. Mam na myśli wesela, chrzciny, potańcówki, pogrzeby, gdzie można usłyszeć tę najpiękniejszą muzykę góralską. Granie na pogrzebach jest stosunkowo nową tradycją, bo trwającą dopiero od kilkudziesięciu lat.
– Jak przeżywasz okres pandemii?
Zawsze byłem optymistą, staram się szukać pozytywnych efektów, nawet w tak trudnych momentach. Rzeczywiście dla muzyków pandemia jest bardzo trudnym okresem. Muzycy są postrzegani często przez pryzmat radia, telewizji, koncertów, kolorowych gazet. To jednak nie tak. Nawet ci o wysokich kwalifikacjach, żeby żyć z muzyki, muszą prowadzić szeroką działalność. Z jednej strony nagrywają, koncertują i głównie z tego żyją, ale jak wiadomo, płyty nie sprzedają się tak jak kiedyś. Dzisiaj trudno w ten sposób zarobić na muzyce. Wielu muzyków uczy i ci akurat mają to szczęście, że w czasie pandemii prowadzą zajęcia. Rzeczywiście ten zawód stał się bardzo trudny. Tak jak mnie, bycie architektem czy nauczycielem pomaga przetrwać, to wielu moich kolegów ma poważne kłopoty z kredytami i codziennością, bo całe ich życie zawodowe zupełnie się załamało.
– Czy do Ciebie dotarła pomoc instytucjonalna, na przykład z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego?
Nie. My ciągle działamy jako artyści niezrzeszeni. Nie prowadzimy też działalności gospodarczej, rozliczamy się głównie umowami o dzieło. Ta niestabilność jest dość poważna. Uzupełniamy sobie finanse pracując w drugich naszych zawodach, bo każdy członek zespołu ma jakieś inne zajęcia. Jestem architektem i nauczycielem, siostra Ania jest artystką plastykiem, Andrzej jest pracownikiem ośrodka kultury, mój brat Jan ukończył szkołę artystycznego projektowania ubiorów i z żoną ubierają góralki i górali. Natomiast zespół Trebunie-Tutki nie jest firmą i nie mogliśmy się starać o te dotacje przeznaczone dla firm. Wiem, że bardzo dobrym echem wśród kolegów odbiła się akcja Stowarzyszenia STOART, które swoim członkom wypłaciło konkretne pieniądze. W pierwszej kolejności, wszyscy oczekują tej pomocy ministerialnej. Tu kolejne tarcze są dosyć dziurawe, bo nie obejmują bardzo wielu podmiotów w potrzebie.
– Gdybyś miał sugerować sposób na najlepszą pomoc, co byś powiedział instytucjom? Jak powinno wyglądać wsparcie?
Wydaje mi się, że jeśli jest możliwość organizowania koncertów, wspomaganie instytucji, które je organizują jest równocześnie pomocą dla artystów, którzy są zapraszani. Trudniej jest, kiedy nie można grać. Często te sale koncertowe, które ledwie komercyjnie się spinały finansowo, teraz przy tym obłożeniu połowicznym, mają bardzo poważne trudności. Instytucje wręcz boją się organizować czegokolwiek. Kryzys dotknął placówki samorządowe, bo radni miast czy gmin muszą wybierać między szkołą, służbą zdrowia a kulturą, niby nie tak potrzebną na co dzień. To jest oczywiście błędne myślenie, bo podobno już Churchill skwitował cięcia na kulturę w czasie wojny : „jeżeli nie ma na kulturę, to o co my walczymy?”. My musimy się upominać o to, aby o kulturze nie zapomniano, bo nie chodzi o rozrywkę, ale przede wszystkim o tożsamość. Zawsze wydawało mi się, że takie wydarzenia jak festiwal literacki czy muzyczny, pokazujące prawdziwą twórczość, na wysokim poziomie artystycznym, zasługują na wsparcie. Rozmawiałem z wieloma muzykami, którzy uważają, że jakiś procent wykazanych dochodów z poprzednich lat za działalność koncertową powinien być im wypłacany, bo przecież inne branże otrzymują wysoką pomoc na podobnych zasadach. Bardzo przykra jest świadomość, że kultura- ważna część gospodarki- traktowana jest po macoszemu. Artyści zawsze byli wyrazicielami ważnych idei, i wiele się od nich oczekuje, zwłaszcza w tak trudnych czasach. I my oczekujemy, że nie zostaniemy zapomniani i pominięci.
Red. A.Sz.
Fot. Z arch. Zespołu Trebunie-Tutki